środa, 18 listopada 2015

Rozdział XIII



„Uśmiech rzuć na usta i do góry kciuk
Więcej kolorów ma dookoła świat
Pozdrowienia z raju, blisko stąd do gwiazd
Dziś każda droga, ma na końcu bar
Dziś damy ognia na bank”
- Weekend „Wypijemy Popłyniemy”

Od rana rozmyślała o swoim życiu, a głównie o sprawach, które już się wydarzyły. Nie wiedziała dlaczego w nocy, przyśniła jej się sytuacja sprzed kilkunastu lat. Czy teraz te słowa miały jakiekolwiek znaczenie? Przecież nie są już mali. Czas pokazał, iż w życiu nie zawsze jest tak, jak wyobrażaliśmy sobie jako dzieci. Nie każda mała dziewczynka została piosenkarką. Nie wszystkie nastoletnie pary dotrwały do ślubnego kobierca. Nie można powtarzać: Ciekawe, co by było gdyby. To  bez sensu. Z drugiej strony myślała o dzisiejszym dniu. Impreza. Czekała na nią, pragnęła wreszcie się rozerwać i nie myśleć o zbliżającym się sezonie, który niewątpliwie nie będzie należał do najłatwiejszych. Przeczesała rękami swoje czarne włosy, a następnie szybkim ruchem podniosła się z łóżka. Czas zacząć nowy dzień. Nieważne jaki będzie.

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Nie mógł spać całą noc. Bez przerwy pojawiały się nowe myśli. Potrzebował kogoś, komu naprawdę mógłby się wygadać. Niestety, nie nasuwały mu się żadne propozycje. Stefan, bracia, mama, koledzy odpadali. Obca osoba również nie była dobrym wyborem. Został sam i monotonna rozmowa z podświadomością.

Spieprzyłem.
Michael, skoncentruj się, nie możesz tyle o tym myśleć.

Kim jesteś żeby mnie przywoływać do porządku?
Hmm, być może częścią ciebie.

Albo głupim głosem w mojej głowie.
Możliwe..  Żałujesz?

Czego? Trochę się tego nazbierało.
Dobrze wiesz, o co chodzi.

Tego, że teraz nie mogę normalnie spojrzeć w jej oczy? Że kilka lat temu zachowałem się jak ostatni dupek? Tego, że zmarnowałem życie Markusowi, który paradoksalnie okazał się jej bratem? Cholernie tego żałuję.
Zrób coś z tym, nie zostawiaj tak tego.

Mam dosyć, tracę na to wszystko siły. Teraz, kiedy jest tak blisko mam wielką ochotę ją przytulić.
Dlaczego tego nie zrobisz?

Może nie chcę, żeby jej dłoń odcisnęła się na moim policzku.
Myślisz, że ci się nie należy?

To nie o to chodzi, po prostu…
Po prostu jesteś tchórzem, Michael. Dopóki nie przetłumaczysz sobie, że możesz, nie zyskasz niczego. Niczego.

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Zbliżała się godzina, w której mieli pojawiać się goście. Powoli nałożyła ciemną sukienkę. Była raczej skromna, w sam raz na tego rodzaju okazję. Włosy postanowiła związać w wysokiego kucyka, a oczy pomalować dość stonowanie. Kiedy przeglądnęła się  w lustrze, uznała że może być. Wyszła z pokoju i właśnie w tej chwili zobaczyła przed sobą sylwetkę blondyna. Miał na sobie czarne spodnie oraz ciemnoniebieską koszulę, która doskonale opinała jego chudy, ale umięśniony tors. Popatrzyli na siebie. Chłopak lekko się uśmiechnął, a Ines nie wiadomo dlaczego odwzajemniła to. Michael był w szoku. Pierwszy raz się do niego uśmiechnęła, sama z siebie. Czy to był jakiś progres? Oboje w tym momencie nie umieli odpowiedzieć na to proste pytanie.

Godziny mijały, a wszyscy byli coraz bardziej pod wpływem alkoholu.
- Ines, a ty właściwie masz kogoś? – zapytał niespodziewanie Gregor.
- Aż tak bardzo cię to interesuje? – odparła zaskoczona pytaniem chłopaka.
- Tylko tak pytam. Wiesz, jakbym miał taką śliczną dziewczynę nie pozwoliłbym jej jechać do innego państwa na imprezę z samymi chłopakami. – zaśmiał się. Ines z rozbawieniem pokręciła głową.
- Mam to uznać za komplement? – uniosła brew.
- Poniekąd. – puścił jej oczko.  – Zróbmy jakiś konkurs. – dodał. – Nie jesteśmy do końca trzeźwi, więc będzie ciekawiej.
- Co proponujesz? – zagadnął Stefan
- Masz Fifę? – Kraft skinął głową. – Podzielimy się na cztery zespoły dwuosobowe. Ja ze Stefanem, Manuel z Manuelem, Andreas i Didl, no i Michi z Ines. – ostatnia dwójka spojrzała na siebie z mieszanymi emocjami. – Nie widzę sprzeciwu, to zaczynamy. – klasnął w dłonie.
Każda ekipa musiała wybrać własną drużynę. W tej właśnie chwili zaczęły się kłótnie. Nie mogli dojść do porozumienia.
- Bierzemy Barcelonę. – szepnął jej na ucho blondyn.
- Nie, gramy Realem. – odparła ostro.
- Ty nawet nie wiesz, o co dokładnie chodzi w tej grze, dlatego.. – przerwała mu.
- Mówiłam ci kiedyś, iż o wielu rzeczach i faktach z mojego życia nie masz pojęcia. Znowu chcesz się kłócić? – popatrzyła prosto w jego tęczówki.
- Michael, wasza drużyna to? – zapytał Gregor. Chłopak w odpowiedzi chwycił pada i wybrał białą koszulkę Królewskich.  Wszyscy byli w dużym szoku.

Gra toczyła się od godziny. Każdy był pod wrażeniem, kiedy drobna dziewczyna zaczęła sprytnie ogrywać przeciwników. W ostateczności na pierwszym miejscu widniała nazwa Real Madrid.
- Gratuluję Wam. – odparł Schlieri, który nie krył zaskoczenia, a Ines na znak triumfu szeroko się uśmiechnęła.

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Goście trochę w lepszym, bądź gorszym stanie opuścili dom Stefana. Dziewczyna nie miała kompletnie siły. Zmęczenie dawało o sobie znać, tym bardziej że dochodziła 5 nad ranem. Ostatkami energii zmyła makijaż i przebrała się w pidżamy. Wyszła z łazienki i wpadła prosto na coś, a raczej na kogoś.
- Przepraszam. – wyszeptała, gdy oboje znaleźli się niebezpiecznie blisko. Blondyn objął dziewczynę, był pijany. – Michael, możesz się odsunąć?
- Nie. Chcę podziękować ci za grę. Nie sądziłem, że wygramy. Jesteś fenomenalna. – wyszeptał jej do ucha. Nie wiedziała dlaczego, ale dobrze czuła się, kiedy był koło niej.
- To wszystko? – chciała aby jej głos brzmiał normalnie.
- Gregor miał rację. – nie domyśliła się o co chodzi. – Jesteś śliczna.

 *  *  *  *  *  *  *  *  *  *

Hej!
Dziś środa, a więc oddaję Wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba, chociaż ja mam wobec niego mieszane uczucia.
Pogoda jest okropna, ciągle pada, brrr.
Bardzo się cieszę, że akurat w tym tygodniu dodaję ten rozdział, ponieważ przy okazji mogę Wam życzyć miłego oglądania inauguracyjnych konkursów już w ten weekend! Po tylu miesiącach przerwy PŚ powraca, a ja się ogromnie cieszę! To już za 3 dni ^^
Także do kolejnego!
Buziaki <3

środa, 4 listopada 2015

Rozdział XII



„Gdyby tak zapomnieć o...
zasadach co...
trzymają w klatce nas.
Gdyby tak jak w stereo
usłyszeć głos
co ciągle woła...”
- Mrozu „1000 m nad ziemią”

Ile czasu potrafimy się na kogoś gniewać? Nie jest to określone jednym terminem. Przecież to zależy od nas. Jedni są źli na drugich tylko tydzień, inni nawet kilka lat. Wszystko jest uwarunkowane od powagi sytuacji. Jeśli jest to błahostka zwykłą głupotą byłoby się obrażać długi okres czasu. Sprawa poważniejsza? Jak najbardziej wiele wyjaśnia.  Jednak istnieje jeszcze jeden rodzaj. Pomimo tego, że dana osoba czymś nas zraniła i tak nas do niej ciągnie. W pewnych momentach mamy chęć tak po prostu ją uścisnąć. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego wtedy kierują nami zbieżne emocje? Najprawdopodobniej to wszystko powodują jakieś uczucia, które posiadamy względem innej osoby. Nie wygramy z tym, nawet jeżeli byśmy bardzo chcieli. Jesteśmy na straconej pozycji. Zawsze. 

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Po obiedzie cała trójka była gotowa na stosunkowo duże zakupy. Ines dziwnie czuła się, kiedy siedziała w samochodzie na tylnym siedzeniu i widziała jak blondyn ukradkowo na nią zerka. Denerwowało ją to, ale ze względu na Stefana nie mogła nic powiedzieć.
Produkty znajdowali w miarę szybko, szło sprawnie. Dotarli  do działu z owocami.
- Co powiecie na to, żeby zrobić na kolację sałatkę owocową? – zagadnął Stefan. Dziewczyna od razu skinęła głową.
- Uwielbiam takie rzeczy. – uśmiechnęła się.
- To chodźcie wybierzemy, z czego ją zrobimy. – przystanął. – Proponuję jabłko, ananas, pomarańcz i kiwi. – blondyn się skrzywił. – Nie pasuje ci?
- Mam uczulenie na kiwi. Możemy je czymś zastąpić? – podniósł brzoskwinie.
- Co o tym sądzisz Ines, która wersja ci bardziej odpowiada? – zapytał Kraft.
- W zasadzie to… - nie chciała tego mówić. – też mam uczulenie na kiwi, więc chyba wersja Michaela jest lepsza. – blondyn szeroko się uśmiechnął.
- Jesteście spokrewnieni? – Stefan uniósł brew.
- Dlaczego? – spytali jednocześnie.
- Macie te same nawyki, uczulenia, mówicie w jednym momencie. Jesteście tak cholernie podobni. – zaśmiał się. Popatrzyli się na niego z dziwnym wyrazem twarzy. – Nawet teraz tak samo marszczycie czoło. – milczeli. – Chodźcie dalej.

Udali się jeszcze do innego sklepu, ponieważ Kraft zapomniał o żarówkach. Jak się okazało, było tam jeszcze sporo innych rzeczy. Ines uwielbiała chodzić i oglądać rozmaite przedmioty do urządzania wnętrz. Postanowiła trochę się rozejrzeć. Jej uwagę przykuł dział z ogromnymi łożami małżeńskimi. Zawsze chciała takie posiadać. Duże, wygodne, rozmarzyła się. Nagle koło niej ktoś się pojawił.
- Dlaczego za mną chodzisz? – spytała, kiedy odkryła, że to blondyn.
- Lubię oglądać łóżka. – wzruszył ramionami. Znów wspólna cecha.
Dziewczyna chciała się trochę odsunąć, ale niestety potknęła się. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Michael zareagował, chciał ją złapać. Na marne. Oboje runęli na pobliski mebel. Lekko się podparł, aby jej nie przygnieść. Oboje spojrzeli na siebie, byli zdezorientowani, ale dziwnie żadne z nich nie zmieniło pozycji. Nagle oboje usłyszeli dość głośne chrząknięcie.
- Przepraszam państwa, ale taki test łóżka najlepiej przeprowadzać w domu, a nie tu. – pracownik sklepu popatrzył na nich i odszedł. Ines lekko się zarumieniła. Blondynowi również zrobiło się wstyd. W popłochu wstali, a potem rozeszli się w różne strony.

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Przeglądała portal na telefonie, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! – krzyknęła.
- Nie chciałbym przeszkadzać, ale chyba musimy porozmawiać. – ujrzała Stefana.
- Jasne, wchodź. – poklepała miejsce obok siebie. – Tak właściwie, to o czym?
- Pamiętasz co niemal się wydarzyło przed dzwonkiem Michaela? – skinęła głową. Pamiętała. – Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, ale nie chce psuć tej przyjacielskiej relacji, która gdzieś powoli kiełkuje. Dobrze, że Michi wtedy nam przeszkodził.
- Masz rację Stefan. Całkowitą rację. – odrzekła, a następnie lekko go przytuliła.

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Kręciła się z boku na bok. Była druga w nocy, gdy udało jej się porządnie zasnąć.
Był piękny, letni dzień. Słońce unosiło się wysoko nad horyzontem. Oboje bawili się w różne dziecinne zabawy. Wtedy żadne z nich nie myślało co będzie jutro, za tydzień, miesiąc, czy rok. Na tym polega dzieciństwo. Wielka beztroska.
- Fajnie, że się poznaliśmy. – powiedział mały blondyn do ślicznej dziewczynki.
- Ja też się cieszę. – szeroko się uśmiechnęli.
- Idziemy się pobawić? – niepewnie zaproponował. Chętnie i szybko skinęła główką, a tym samym uwolniła wiele czarnych, pojedynczych włosów. – Chodźmy.
Przeszli za dom i znaleźli się w ogrodzie. Była tam zrobiona piaskownica i jedna huśtawka.
- Pohuśtać cię? – zapytał ją. Znowu przytaknęła. Usadowiła się na siedzeniu. Chłopczyk stanął za nią i powoli zaczął ją bujać.
W pewnym momencie nie zdążył odskoczyć, a lekko rozpędzona huśtawka go uderzyła. Od razu zsiadła i podbiegła do chłopaka. Domyśliła się, że bardzo go bolało, chociaż całkowicie tego nie pokazywał, z jego oczu nie uroniła się żadna łza. Podeszła bliżej i tak po prostu go objęła, z całej siły.
- Jesteś moim bohaterem, Michael.
- Zawsze będę, Ines.
*  *  *  *  *  *  *  *  *  *
Hej!
Kochane, ogromnie Was przepraszam, ponieważ rozdział powinien być tydzień temu. Wiem.. Niestety musiałam pozaliczać wszystko w szkole, a już nie chcę przerywać tego, że rozdziały są dodawane w środy, więc dlatego takie opóźnienie. 
Rozdział według mnie jest taki sobie, ale to już same oceńcie! 
Każdy myślał, że ze Stefanem będzie jakiś poboczny romans, a tu nici. Mam zupełnie inny pomysł na perypetie naszej dwójki :)
No i najważniejsza informacja: 17 dni do inauguracyjnego konkursu! Coraz bliżej! Ja jestem bardzo zadowolona i jednocześnie nie mogę się już doczekać.
To tyle. Do następnego, mam nadzieję normalnie za 2 tygodnie.
Buziaki <3